Studiując historię Konina, wrastał w miasto. Stał się znawcą Zemełki i jego dzieła. O Januszu Sobczyńskim, lekarzu i historyku regionaliście, mówią: był Dobrym Człowiekiem.
Janusz Sobczyński był jak wielu, którzy trafili do Konina, zwabieni obietnicą mieszkania i warunków pracy lepszych, niż w innych regionach kraju. Pochodził z Gdańska, gdzie ukończył studia w Akademii Medycznej, ale pracę zaczął w Zielonogórskiem. To stamtąd trafił do Konina, do przychodni Konińskich Zakładów Naprawczych (późniejsze FUGO), gdzie zajmował się tzw. medycyną przemysłową. Wyjeżdżając z Gdańska, stracił korzenie. W Koninie usilnie szukał nowych, potrzebując identyfikacji z nowym miejscem, gwarantujących zbudowania własnej tożsamości. Studiowanie historii miasta i regionu, gromadzenie dokumentów, dawało taką szansę, zwłaszcza, że był humanistą w wydaniu XIX-wiecznym: poza profesją lekarza interesował się dziedzinami umożliwiającymi mu poznanie nowego środowiska.
Jerzy Łojko, historyk blisko z Sobczyńskim współpracujący, mówi, że „Janusz
interesował się postaciami nieprzeciętnymi
postaciami, które byłyby dla niego ideałem i w pewnym sensie jego by odzwierciedlały”. Zapewne dlatego postać Jana Zemełki była dla niego tak pasjonująca, bo to z jednej strony lekarz, fundator dwóch katedr na Uniwersytecie Jagiellońskim (medycznej, w której badając anatomię człowieka wkraczano na trop intelektualny a nie dogmatyczny i botaniki lekarskiej, czyli farmacji) i znakomity organizator, twórca fundacji pomagającej uzdolnionym dzieciom mieszczańskim. Sam chętnie pomagał wielu potrzebującym.
Przez wiele lat był wierny pasji odkrywania i poznawania Jana Zemełki. Właściwie, jak twierdzi Łojko, „pastwił się nad nim, żadnej okazji nie przepuszczając, by o nim mówić”. To był czas, kiedy w Koninie poza mówieniem o Domu Zemełki, tak naprawdę niewiele o Zemełce wiedziano. Wprawdzie Janina Perathoner o nim powieść napisała, ale osnuła ją na jednym fakcie z życia wielkiego koninianina, gdy w kaplicy jemu poświęconej w konińskiej farze jest więcej danych. Był też inne publikacje, niewiele wnoszące do historii tej postaci. Były wreszcie prace środowiska kaliskiego (Kledecki, Mirecka), które pamięć o Zemełce zawłaszczało. Ba, nawet prof. Andrzej Wędzki, autor Dziejów Konina (2000) nie uznał Jana Zemełki za studenta Uniwersytetu w Krakowie. Sobczyński właściwie miał jeden trop: pracę Franciszka Giedroycia Źródła biograficzno-bibliograficzne do dziejów medycyny w dawnej Polsce, wydanej w 1911 r., w której autor zawarł informację, że
Jan Zemełka pochodził z Konina
Sobczyński był uparty w szukaniu informacji o Zemełce. Dotarł do materiałów archiwalnych, które dotychczas w ogóle nie były przeglądane lub inni wykorzystywali je do innych celów badawczych. Zgromadził korpus źródeł, wśród których znajduje się testament Zemełki (w trzech wersjach), dokumenty dotyczące masy spadkowej, dokumenty o fundacji dwóch katedr dla Uniwersytetu Jagiellońskiego i utworzeniu fundacji stypendialnej dla synów mieszczan z Konina, Koła i Kalisza.
W efekcie powstała… książeczka, niewielkich rozmiarów, która jak żadna z dotychczasowych prac o Koninie odbiła się echem w środowisku naukowym i została zauważona także za granicą. Wraz z nią Konin jakby wzrastał. Kazimierz Pałasz, ówczesny prezydent miasta, widział w niej (w postaci Zemełki) pomysł na promocję Konina. Dzięki temu nawet posłowie „załapywali się” na Zemełkę. Co ważne, tą książką Sobczyński doprowadził do zbliżenia różnych środowisk kulturotwórczych, pokazując możliwości współpracy między Koninem i Kaliszem.
Dzisiaj w encyklopedii przy haśle „Jan Zemełka” pokazuje się tylko jedna pozycja biograficzna: Sobczyński J., Jan Zemełka (Zemelius) z Konina, Konin 2006. Dzieło zostało bardzo życzliwie przyjęte przez środowisko naukowe Uniwersytetów Medycznych w Poznaniu i Krakowie. Po ukazanie się na rynku powstało kilkaset tekstów na jej temat, w tym w poważnych naukowych czasopismach. Zainteresowali się nią Niemcy, też dociekający historii życia rodziny Zemełków. Uniwersytet Medyczny w Paryżu zdecydował się wystawić w swojej bibliotece cyfrowej doktorat Zemełki, na który trafił Sobczyński.
Dzieło życia? Może, chociaż Sobczyński doskonale rozumiał, że
nie ma książki bezbłędnej
i napisanej do końca. Chciał nawet druk wstrzymać, bo „coś” mu się nie zgadzało… Pewne jest, że Sobczyński „żył” Zemełką. – Sporo radości sprawiło mu, gdy niespodziewanie Marcin Baster z archiwum Uniwersytetu Jagiellońskiego przysłał wiadomość, że w Ossolineum są dwa dokumenty zatwierdzające fundację Zemełki, potwierdzone przez prymasa Wojciecha Baranowskiego. Myśmy o tych dokumentach wiedzieli, ale ich nie znaleźliśmy. Tak jak nie udało mu się, nad czym Janusz bolał, znaleźć książki Piotra Zemełki. Będę jej szukał, to zobowiązanie wobec Przyjaciela. Mam nadzieję, że w przyszłym roku ukaże się kolejna praca Janusza Sobczyńskiego o Zemełce, wydana przez Wydawnictwo Setidava, uzupełniona o nowe dokumenty, których przybywa i poszerzona o informacje o ówczesnym niesamowitym środowisku intelektualnym Konina, roli jego małżonki, dbającej zapobiegliwie o losy fundacji. Przypomnijmy, że działali wtedy między innymi księża Antoni Gądkowski, Stanisław Lutomirski, Mikołaj Grochowiecki. To postaci z kręgu Lubrańskiego, Łaskarza, kancelarii królewskiej i korpusu profesorskiego Uniwersytetu Jagiellońskiego.
Dom Zemełki bez Zemełki
Zostawił Janusz Sobczyński w spadku ideę: jak stać się obywatelem miasta. Ale zostawił też rzecz materialną: księgozbiór niezwykle przydatny do badań nad regionem. Stare druki, rękopisy, grafiki, dzieła lekarskie ze szkoły padewskiej (wychowywał się na nich Zemełka), który postrzegał wiedzę jako wyjście diametralnie odmieniające życie człowieka. Właśnie te zbiory, pieczołowicie gromadzone przez Janusza Sobczyńskiego są świadectwem doskonałego zrozumienia idei Jana Zemełki.
Czy nadal – o paranojo – Konin mieć będzie dom Zemełki, w którym (i na którym) jest wszystko, tylko Zemełki nie ma?
Andrzej Dusza
fot. Mirosław Jurgielewicz