Dobrze jest, gdy się znajdzie takie miejsce, „gdzie można mieć wszystko gdzieś. Takie miejsce mam… Bywam tam przypadkiem, rzadko” – mówił i śpiewał Kamil Wasicki w czasie wyjątkowego, akustycznego koncertu w Domu Kultury CKiS „Oskard” (3 listopada 2018).
To za przyczyną tych „przypadków” Wasicki najpierw stał się laureatem najważniejszych festiwali piosenki artystycznej w Polsce, jak Studencki Festiwal Piosenki w Krakowie czy OPPA – Międzynarodowy Festiwal Bardów w Warszawie. Potem na rynku pokazały się jego dwie płyty: „Chwyć mnie za rękę” i „Dobre rzeczy się zdarzają”. Tej pierwszej, wydanej w 2011 roku przez Agencję Fonograficzną Polskiego Radia, patronowała „TRÓJKA” Program 3 Polskiego Radia. Trzy lata później ukazała się druga, wydana przez Agencję Luna Music Polska. Piosenki z tych dwóch płyt przypomniał Wasicki podczas koncertu w „Oskardzie”. Ale były też piosenki przygotowywane na trzecią płytę, którą na początku przyszłego roku wyda Agencja Fonograficzna Polskiego Radia. I jak tu nie wierzyć, że „Dobre rzeczy się zdarzają”? Jak śpiewał Wasicki: „Warto je zbierać, bo mogą się kiedyś przydać, by się uratować”.
Mnóstwo miłośników talentu Kamila Wasickiego pojawiło się na koncercie w kawiarni „Oskardu”. Poza tym co już znają, ale w wyjątkowym akustycznym wykonaniu, usłyszeli liryczną balladę „Najprościej” o gwałtownym dojrzewaniu, gdy się kogoś traci. To trudne, ale jak przekonywał Wasicki: „Najpiękniej jest bez łez (…) może wśród cieni gdzieś / bez odłamków szkła, bez drugiego dna…”. Do tego oszczędna instrumentalizacja i piękne solo na saksofon Jakuba Chojnackiego. W ogóle muzycy Wasickiego, w szczególności akordeonista Artur Matejuk, tworzyli klimat sprzyjający refleksji. W tę tonację znakomicie wpisała się ballada inspirowana słowami Kubusia Puchatka, które – mówił Wasicki: „im człowiek starszy, tym bardziej trafiają w punkt”. I przypomniał pytanie Krzysia: „a co jeśli kiedyś będę musiał odejść?”. I odpowiedź Puchatka i Wasickiego poety: „Posiedź tu sobie / i na mnie zaczekaj. Gdy się kogoś kocha / ten ktoś ot tak nie znika”. I publiczności, która też to śpiewała. Bo to była dorosła publiczność…
Dużo w śpiewaniu Wasickiego było codzienności i trudach znajdowania miejsca dla siebie: „Tylko mnie nie dziel na wczoraj, na dzisiaj, na potem / Tylko mi nie mów, że marzyć nie mogę / bo to byłby koniec…”. W „Wizycie po latach” było o upływie czasu i spowiedź „z zapuszczonych wierszy”. Była przejmująca Leonarda Cohena „Tańcz mnie po miłości kres”, „zrobiona” przez Kamila „po swojemu”. I była „Taka miłość” (na nową płytę), bo „tylko z nią jest sens / by jeszcze iść, biec (…) by pośród zła nie zgubić się”.
Kamilowi Wasickiemu – autorowi tekstów i muzyki, wokaliście i gitarzyście, towarzyszyli: Artur Matejuk – akordeon, Jakub Chojnacki – saksofony, Paweł Jankowski – kontrabas, Paweł Andrzejewski – perkusja i Michał Rybacki – skrzypce. Razem stworzyli niepowtarzalną atmosferę: Wasicki zadbał o piękną poezję i kompozycje niebanalne, muzycy o pastelowe dźwięki. „Chwyć mnie za rękę nim coś we mnie pęknie / nim pokruszę się w pył / złóż starannie na czworo albo lepiej w samolot / niech polecę do chmur”. W locie wtórowali mu słuchacze. Ale dlaczego Kamil Wasicki częściej koncertuje w radiowej „TRÓJCE”, niż w Koninie? Mógłbym odpowiedzieć, ale byłbym zjadliwie złośliwy. Czy jest sens być zjadliwie złośliwym akurat przy tak pięknym koncercie? Zostańmy przy słowach piosenek Wasickiego: „Bywam tam przypadkiem, rzadko…”, bo „Czasami tak bywa”. Bardzo dobrze, że „bywa” choć „czasami”.
Andrzej Dusza
Zdjęcia dzięki uprzejmości Domu Kultury CKiS „Oskard”, autor: Wojciech Ziemski