Mówi, że jest spełniony

Franciszek Gray, były dyrektor Cukrowni „Gosławice” i były szef spółki Vin-Kon, wydał książkę pod intrygującym tytułem: „Gray, Grey? …nie tylko szary”. Zadziwiające, że choć dzisiaj „szary” i jego odcienie uchodzą za kolory najbardziej popularne, Franciszek Gray już w tytule koniecznie chce się od szarości uchronić. I robi to skutecznie.

Ta książka wyrasta z dosyć powszechnego nurtu długich rozmów i jest na poły biograficzną. Rozmowę z Franciszkiem Grayem przeprowadził Ryszard Sławiński, który nie tylko nawyków dziennikarskich się nie pozbył (co z przyjemnością zauważam), ale wręcz na swoje dziennikarskie życie, mocno przeplatające się z życiem Franciszka Graya, się powołuje: „Jako żurnalista, powodowany obowiązkami zawodowymi oraz zwykłą ciekawością, opisywałem człowieka i jego dokonania. Wiele informacji z życia prywatnego Franciszka brzmiało mi znajomo, wywoływało skłonność do porównań z moim życiem, głównie z lat chłopięcych”. I tak oto otrzymaliśmy opowieść o człowieku niekoniecznie szarym, bowiem „Urzędowo jestem Gray, choć niektórzy piszą Grey. W języku angielskim występuje gray i grey jako szary. W amerykańskim jest gray”. By jednak było mniej szaro dodajmy, że jego dziadek, który budował Kanał Bydgoski, pochodził według wszelkiego prawdopodobieństwa z Irlandii, która, jak wiadomo, jest zielona. Tak czy inaczej, przepytujący i szczególnie przepytywany stworzyli niezmiernie ciekawą, barwną, pełną szczegółów i wątków historię człowieka z tak zwanego społecznego awansu, bezpartyjnego fachowca skutecznie budującego dawny i obecny ustrój. Niewiele się pisze o postaciach jak Franciszek Gray. Szkoda, choć może tym bardziej jest to argumentem, by udać się do księgarni „MAWI” w starym Koninie i sprawić sobie „Gray, Grey? …nie tylko szarego”.

Franciszek Gray urodził się w 1938 roku w Zakrzewiu (Ziemia Złotowska), czyli: „w Niemczech, choć w polskiej narracji było to Pogranicze”. To dlatego jego ojciec został wcielony do Wehrmachtu („O odmowie podjęcia służby nie mogło być mowy”) i nie wrócił z radzieckiej niewoli. Za to jego wujowi udało się przeżyć trzy obozy koncentracyjne, po czym wiele lat później został szefem energetyki Górnej Austrii. W czasach dziecięcych Franciszka „Leitmotivem (…) było to, że wciąż byłem głodny”.

Przeskoczmy nieco historię, by zatrzymać się na innym wątku historii Franciszka Graya. Po ukończeniu studiów, z dyplomem inżyniera przetwórstwa warzywnego, pracował w kilku firmach, na kierowniczych stanowiskach. Są wśród nich przedsiębiorstwa w Nieledwii, w Hrubieszowie, Poznaniu, Tarczynie, w Warce – wszystkie związane z przetwórstwem owocowo-warzywnym. Do podkonińskiej Cukrowni „Gosławice” trafił w 1978 roku. Stworzył z niej i przyległego osiedla swoistą Republikę Gosławicką, o której pięknie opowiada film dokumentalny, będący dziełem młodych adeptów Amatorskiego Klubu Filmowego „Muza” (działającego w Konińskim Domu Kultury pod opieką Andrzeja Mosia). W 1989 roku w cukrowni ogłoszono konkurs na funkcję dyrektora. W regulaminie konkursu znalazł się zapis, że kandydat nie może mieć więcej, niż 50 lat. Franciszek Gray miał wówczas 52 lata, ukończone studia podyplomowe na dwóch uczelniach, otwarty przewód doktorski na Politechnice Wrocławskiej i wielkie doświadczenie w kierowaniu firmami. Został więc bezrobotnym.

Franciszek Gray mówi, że nigdy w życiu nie szukał pracy, to praca jego szukała. We wrześniu 1990 roku Marek Naglewski, ówczesny wojewoda koniński, zaproponował mu objęcie stanowiska likwidatora i restrukturyzatora Konińskich Zakładów Przetwórstwa Owocowo-Warzywnego, zatrudniających „140 pracowników na symbolicznych pensjach, (mającego) wyeksploatowane maszyny i sprzęt oraz… 2 miliony litrów niesprzedanego wina, jak się okazało z defektem”. Franciszek Gray nie tylko KZPOW nie zlikwidował, ale wkrótce stał się jego właścicielem, tworząc spółkę Vin-Kon. To była pierwsza w Koninie i województwie tak duża prywatyzacja. Firma, pomyślana jako spółka rodzinna, świetnie funkcjonowała, ale „Popełniłem wielki błąd, dzieląc się akcjami z rodziną. Miałem taką ideę, że ma to być firma rodzinna. Jeśli tak, to oczywistym jest, że członkowie rodziny powinni być współwłaścicielami. Nigdy, ale to nigdy nie zakładałem, nawet przez chwilę nie myślałem, że rozsypie się moja rodzina. Myślę, że nadszedł krytyczny moment, że członkowie mojej pierwszej rodziny, głównie żona, uznali, iż powinni firmę i majątek przejąć dla siebie”.

Dzisiaj Franciszek Gray nic, poza sentymentem, nie łączy z Vin-Kon, nie ma żadnych w nim udziałów; firma jest w stanie sądowego postępowania układowego z wierzycielami. Więcej – Franciszek Gray nie ma przede wszystkim nadziei na posklejanie byłej rodziny, „A o tylu zdarzeniach i sprawach z przeszłości chciałbym opowiedzieć szczególnie wnuczkom”. Mimo to „czuję się spełniony”, zwłaszcza, że „Miałem szczęście, że pojawiły się warunki, bym mógł założyć nową rodzinę i w spokoju, zaufaniu i wzajemnym wsparciu wieść dorosłe życie aktywnego emeryta. (…) Czy zainteresuje ta książka moich wnuków? Nie wiem, choć bardzo bym chciał”.

………………………………..

Gdy czytałem biograficzną opowieść Franciszka Graya, trafiłem na, właśnie wydany, „Dialog Mistrzów”: Gabriela García Márqueza i Mario Vargasa Llosy, choć ci dwaj latyno-amerykańscy powieściopisarze rozmawiali pół wieku temu. W jego trakcie Márquez powiedział: „Piszę po to, żeby moi przyjaciele kochali mnie bardziej”. To maksyma bardzo mi bliska, zresztą zapewne nie tylko mnie. Piszemy zatem, żeby być mniej samotni i w lepszym towarzystwie. Żeby móc rozmawiać o sprawach, które, gdy się o nich mówi, nie są już takie same. Ten dialog Márqueza i Llosy jest zatytułowany „Dwie samotności”.

Andrzej Dusza

Na zdjęciu powyżej:

Franciszek Gray (z prawej), Ryszard Sławiński (z lewej)

Zdjęcia: Mirosław Jurgielewicz