Jarosław Iwaszkiewicz twierdził, że Zofia Urbanowska lepiej poznała gwarę góralską niż sam Henryk Sienkiewicz, który mieszkał w Zakopanem. Czy zatem dziwić się można, że pisarkę z Konina, piszącą o Podhalu w XIX wieku, dzisiaj przywołują górale usiłujący określać własną tożsamość?
Sprawa tożsamości musi być dla Górali Podhalańskich ważna, skoro Tatrzański Park Narodowy (TPN) rozpoczął w 2019 roku projekt pod roboczą nazwą „Tożsamość”. Celem było „ukazanie kultury Górali Podhalańskich i procesu kształtowania się ich tożsamości w ścisłym powiązaniu ze środowiskiem naturalnym”. Bogaty materiał, który w czasie realizacji projektu zebrano, został zaprezentowany w jesiennym wydaniu kwartalnika „Tatry”, wydawanego przez TPN (nr 74, jesień 2020). Jest w tych materiałach historia Podhala, portrety i autoportrety, jest pycha i duma, przywoływane są postaci ważne i jest przede wszystkim mnóstwo nostalgii za „dawnymi czasy”. Problem w tym, że te „dawne czasy” są czymś innym dla osiemdziesięciolatka, czterdziestolatka, czy kogoś jeszcze młodszego. Zdają sobie z tego sprawę autorzy badań. Co z tym ma wspólnego Zofia Urbanowska, której 82. rocznicę śmierci obchodziliśmy 1 stycznia 2021 r.?
Wśród wielu tekstów, niektórych napisanych góralską gwarą, Krystyna Dzierzbicka w artykule „Z krainy czarów” zwróciła uwagę na częste pomijanie w publikacjach o związkach gór z literaturą książek dla dzieci i młodzieży. Dlatego „Przypominam kilku autorów, którzy tworzyli na przełomie XIX i XX w., a swoje utwory kierowali przede wszystkim do najmłodszych czytelników (…) akcję książek umiejscawiali w Tatrach i urozmaicali wzmiankami o góralskich tańcach i muzyce”. Wśród nich autorka ważne miejsce przyznała właśnie Zofii Urbanowskiej, która „akcję swojej książki „Róża bez kolców” umiejscowiła w Zakopanem w Tatrach. Dodała też podtytuł „Opowiadanie z niedawnej przeszłości: osnute na tle przyrody tatrzańskiej””.
Urbanowska przez wiele lat razem z rodziną Józefa Sikorskiego przyjeżdżała do pod Giewont, stając się bardzo uważną obserwatorką kultury materialnej i zwyczajów górali. Pierwsza wzmianka o jej pobycie w Tatrach pochodzi z 1881 roku. Mieszkając w jednej chacie na Starej Polanie z rodziną J. Sikorskiego, który jako wytrawny warszawski muzykolog i wydawca prowadził bogate życie towarzyskie, z całą pewnością poznała odwiedzającego ich doktora Tytusa Chałubińskiego, Sabałę (właściwie Jana Krzeptowskiego), zasłużenie nazywanego „Homerem góralszczyzny”, księdza Józefa Stolarczyka, malarza Henryka Siemiradzkiego i pisarza Henryka Sienkiewicza, malarza i pisarza Stanisława Witkiewicza. W domu Sikorskich bywali też Kazimierz Tetmajer, chirurg i wybitny badacz sztuki podhalańskiej Władysław Matlakowski, malarz Wojciech Gerson i wielu innych.
„Róża…” jest efektem poznawania Podhala i spotkań z tymi postaciami. Powieść początkowo, w latach 1900-1901, drukowana była w odcinkach w „Wieczorach rodzinnych”. Dwa lata później ukazała się w formie książkowej. Jak podaje Krystyna Dzierzbicka: „Inspiracją do napisania utworu dla młodych czytelników była znajomość ze Stanisławem Witkiewiczem, którego autorka spotkała w Zakopanem, i podziw dla jego dzieła „Na przełęczy””. Na strony „Róży bez kolców” trafiło kilku ze spotykanych pod Tatrami, między innymi Sabała i Tytus Chałubiński, zaś Władysława Matlakowskiego uczyniła bohaterem rozdziału „Promień słońca”, utrwalając wizerunek człowieka niezwykłego – wybitnego chirurga i równie wybitnego badacza sztuki podhalańskiej. Zachwyciła się ich działalnością i z zapałem opisała góralskie tradycje.
„Jest to książka, która w dzieciństwie moim wywarła na mnie ogromne wrażenie, ucząc mnie miłości do gór i do Podhala na kilkanaście lat przedtem, zanim je poznałem” – pisał Jarosław Iwaszkiewicz o książce Urbanowskiej na łamach „Życia Warszawy”, podziwiając pisarkę za znakomite przygotowanie do jej napisania. Oto fragment „Róży bez kolców”:
„Sabała przygrywał z zapałem, gęśliki jego wydały kilka ostrych przenikliwych tonów, a z piersi starganej wydobył się śpiew: (…) Gęśliki zabrzmiały nutą >>zbójeckiego<<, a w tancerzy nowa wstąpiła ochota. Ci nawet, co dotąd przypatrywali się tylko, teraz, jakby tajemniczą pociągnięci siłą, puścili się w taniec, śpiewając chórem: (…) Ciupagi trzęsły się w powietrzu, potem upadły jednocześnie na ziemię, a dookoła nich rozpoczął się ów dziki, szalony, trudny do opisania taniec. Jeden z tancerzy skacze w górę wysoko, w locie uderzając się rękami po piętach; inny przypada całym ciałem do ziemi i wylatuje nagle w powietrze; inni potrząsają rękami nad głowa jak opętani, w wszyscy wykrzykują, szamocą się, tupią. Muzyka wolnieje, a z nią ruchy tańczących. Chwytają znów ciupagi, podnoszą w górę, zaczepiają ostrzami i tańczą z nimi wokoło, z wolna, jakby dla wypoczynku. Ale oto Sabała podnosi nagle głowę, błyska oczyma, ściska konwulsyjnie skrzypki i rznie jeszcze szaleńczym rytmem. Cała gromada tańczy z większym jeszcze ogniem, rzuca się i szaleje. Witkiewicz powiedział o tańczących zbójeckiego góralach, że zdają się być zębami jednego koła lecącego w najszybszym obrocie: latają w powietrzu ręce i nogi, błyska stal ciupag, wszystko miesza się w jakiś chaos, a najtęższe chłopy bledną jak trupy ze wzruszenia”.
Dodajmy, że Zofia Urbanowska nie tylko uczyniła z Podhala temat swoich prac, ale w sposób zamierzony stała się badaczką folkloru, podejmując współpracę z Oskarem Kolbergiem. Pisze o tym obszernie Barbara Kosmowska w „Na służbie u Kopciuszka” (Wydawnictwo Setidava Miejskiej Biblioteki Publicznej w Koninie). „I choć nie wspięła się Urbanowska na szczyty literackiej popularności – zauważa Kosmowska – odkryła magię gór, dając je w prezencie dzieciom z całym bogactwem historii Podhala, wybornych krajobrazów faunistycznej i folklorystycznej wiedzy. Zdobywała nieznane wcześniej w literaturze dziecięco-młodzieżowej Tatry…”.
Andrzej Dusza
Zdjęcia – Andrzej Dusza i Narodowa Biblioteka Cyfrowa Polona