Znak zapytania nie jest przypadkowy, czytelnictwo mamy, jakie mamy – mizerne. Tymczasem Henryk Janasek, dyrektor Miejskiej Biblioteki Publicznej w Koninie informował, że na książkę Marty Abramowicz „Zakonnice odchodzą po cichu” jest kolejka czytelników, oczekujących na jej wypożyczenie. Siódmego marca 2018 r. czytelnicy mieli okazję porozmawiania z autorką o fenomenie tej książki.
To spotkanie było jakby nową odsłoną projektu „Konin lubi książki”, przez 2 lata finansowanego z funduszu Konińskiego Budżetu Obywatelskiego (KBO). Dzięki temu mieszkańcy mieli okazję spotkać się z wieloma autorami współczesnej prozy i reportażu (o kilku z nich pisaliśmy na naszej stronie). W minionym roku, przy okazji kolejnego głosowania nad projektami zgłoszonymi do KBO, koninianie nie wsparli akcji „Konin lubi książki”. – Ale wsparcie finansowe zadeklarował prezydent Konina – informował dyrektor Janasek, a Monika Kosińska, inicjatorka i organizatorka projektu, dodała: – Spotkaniem z Martą Abramowicz zaczynamy, w nowej formule, rozmowy o książkach z ich autorami. W kwietniu będą kolejne, tym razem z autorami literatury dla dzieci.
Marta Abramowicz jest psycholożką, ekspertką od zagadnień związanych z przeciwdziałaniem dyskryminacji, autorką dwóch największych przeprowadzonych dotychczas w Polsce badań nad sytuacją społeczną osób LGB. Jest też dziennikarką, publikującą m.in. w Dużym Formacie „Gazety Wyborczej”. W czasie spotkania z czytelnikami, a właściwie przede wszystkim czytelniczkami, mówiła między innymi, że jej zainteresowanie tematem kobiet odchodzących z zakonów nie jest przypadkowe, chociaż…:
– Rzeczywiście, nie miałam nigdy ochoty wstąpienia do zakonu, ale choć na chwilę być w zakonie buddyjskim. Poza tym przeczytałam „Sztukmistrza z Lublina”, gdzie bohater przechodzi przemianę i ostatecznie zamyka się w celi…
W trakcie pracy trafiłam na historię dwóch dziewczyn, które razem
uciekły z klasztoru
bo zakochały się w sobie. Hanna Krall, u której byłam na seminarium reporterskim, po przeczytaniu pierwszych wersji, zachęcała mnie do pisania. Kiedy robiłam dokumentację, okazało się, że więcej wiemy o zakonnicach żyjących w średniowieczu, niż w Polsce w XXI wieku. Zaczęłam szukać byłych sióstr. Poznałam takie historie, że po prostu nie mogłam o nich napisać…
W czasie spotkania, które bardzo ciekawie poprowadziła Sylwia Frankowska, przewijało się bardzo wiele tematów, związanych z pozycją zakonnicy w klasztorze i w Kościele:
– W ogóle to mam wrażenie, że moja książka jest czytana, bowiem to jest książka – jak do mnie pisano – o nas wszystkich kobietach. Pisząc ją nie miałam żadnej tezy. Pisałam, co się dowiedziałam. Pisałam, by zrozumieć.
– To bolesna lektura, bo odziera nas z naszych własnych złudzeń. Wychodzi z niej, że jesteśmy najbardziej konserwatywnym kościołem na świecie. Kobieta może w nim pełnić jedynie rolę służebną. O wszystkim decydują w nim wyświęceni mężczyźni, którzy nie mają żadnej wiedzy o potrzebach połowy polskiego społeczeństwa. Na dodatek obowiązuje tu silny kult maryjny, według którego kobieta
ma być cicha i pokorna
jak Maryja.
– Polskie siostry za granicą wykonują prace, które dla naszej hierarchii kościelnej są nie do pomyślenia, że wymienię chociażby udzielanie komunii przez siostry. W USA to zakonnice działają na rzecz praw człowieka, na rzecz praw kobiet, w ruchach pacyfistycznych, ekologicznych. Tego, według nich, oczekuje Chrystus. W świecie zmiany zachodzą, a u nas nadal… poddaństwo.
– Im dłużej się nad tym myślę, tym bardziej uważam, że rację mają zakonnice amerykańskie. Tylko kapłaństwo kobiet może dokonać fundamentalnej zmiany pozycji kobiet w Kościele i wyrównać ich pozycję. Także pozycje sióstr. Po pierwsze, dlatego, że w Kościele katolickim wszystkie najważniejsze decyzje podejmować mogą tylko osoby wyświęcone, a więc tylko mężczyźni. Po drugie, tylko dla mężczyzn istnieje droga kapłaństwa, która determinuje ich edukację i życie zakonne. Po trzecie, te dwie rzeczy wyznaczają dostęp do pieniędzy – zakonnice muszą same zarobić na swoje utrzymanie, bez możliwości zebrania na tacę, a nawet za odprawienie mszy księdzu muszą zapłacić. Siostry muszą też same sobie ugotować, sprzątnąć, uprać. Ksiądz nie. Przecież właśnie to mogą robić zakonnice. Z uwagi na to, że cała władza w Kościele jest w rękach mężczyzn, nie zależy im na zmianie tej sytuacji. Moi rozmówcy wprost mówili, że wielu księży traktuje siostry jak służące.
– Odchodzą z zakonów, bo nie mogły czynić dobra! Bo mają utrudniony dostęp do edukacji. Tylko 0,2 procenta sióstr pracuje na uczelniach. Ich życie zakonne jest ściśle regulowane i kontrolowane. Warto zdawać sobie sprawę, że nie mają pieniędzy nawet na gumkę do włosów. Muszą ustalać z przełożoną, ile razy będą prały habit i na jakie strony internetowe będą wchodzić za każdym razem jak włączają komputer. Są zakonnice anioły, rzadko aniołami są przełożone. Do tego rzeczy duże, jak brak poczucia sensu życia czy możliwości niesienia pomocy potrzebującym zgodnie z powołaniem. Walczą o umowy o pracę, czasami im się to udaje. Ale tak czy inaczej – decyzje o ich losie podejmują tylko mężczyźni. Na Sobór Watykański II, który dokonał rewolucji w życiu zakonów, nie zaproszono kobiet, a przecież siostry zakonne stanowiły wówczas 80 procent społeczności zakonnej.
„Zakonnice odchodzą cicho”
została przyjęta dobrze, bo…:
– Po pierwsze umożliwiła rozmowę. Odejścia z zakonów przestały być tematem tabu. Nawet przełożone na ogólnopolskim sympozjum Konferencji Wyższych Przełożonych Zgromadzeń Żeńskich zaczęły się zastanawiać, że może problem jest w zakonach a nie zakonnicach. Do dziś dostałam dziesiątki listów od byłych zakonnic, że to wszystko prawda, że one same też to przeżyły, że dziękują za książkę. Pisały, że żadna osoba duchowna nie napisałaby tej książki. Księża by się bali, a siostry – bo się nie godzi. A oprócz tego kilkaset od rodzin i bliskich zakonnic, osób świeckich pracujących z siostrami, byłych duchownych. Wciąż codziennie przychodzi kilka maili.
Były też, liczone w tysiącach, komentarze pod moimi wywiadami o książce. Ktoś pisał: „To nieprawda, ja znam jedną siostrę, jest zupełnie inaczej”. I wtedy odzywały się byłe zakonnice, opisując swoje trudne doświadczenia i powody odejścia.
– Nawet Watykan uznał wartość tej książki, w oficjalnym dokumencie pisząc, że od czasu II Soboru są sprawy zakonnic wymagające zmiany i zmiany postawy księży wobec zakonnic. Ale
z Watykanu od polskiego Kościoła jest daleko…
Przecież arcybiskup Paetz nie został potępiony i wciąż kroczy na czele procesji bożocielnych.
Na pytanie, czy powstanie dalszy ciąg reportażu o byłych siostrach zakonnych, Marta Abramowicz odpowiada:
– Nie wykluczam, zwłaszcza, że otrzymuję mnóstwo listów potwierdzających dotychczasowe moje ustalenia. Pojawiają się także nowe wątki, warte opisania. Ale to dalsza przyszłość. Teraz zbieram materiały do książki o dzieciach księży. Sądzę, że taka książka mogłaby im pomóc. Te dzieciaki, także już dorosłe, mówią, że ich istnienie jest zaprzeczone, że muszą się ukrywać…
Andrzej Dusza