Niezwykły Sznajder

Jan Sznajder to postać. Jest wszechstronnym artystą, interesującym rozmówcą, pogodzonym z przeżyciami, których w jego 92-letnim życiu nie zabrakło. Jego dom na Posoce jest legendarny, stanowi odrębną rzeczywistość, ma własną aurę, zanurzony w sztuce, także ludowej. To właśnie tam Sznajder tworzy, a z kamerą, niemal rok – od jesieni do jesieni, towarzyszył mu Waldemar Domski, autor dokumentu o nim. Pokazał go w malarski sposób, tłem dla filmu są bowiem pory roku.

Człowiek prawdziwy

Janek chodził mi po głowie od lat, podobały mi się jego obrazy, interesował mnie jako człowiek. Nasze ścieżki się przecinały wiele lat, niestety, mijaliśmy się. Przyszedł czas, by się zatrzymać, przyjrzeć się bliżej – tłumaczy Waldemar Domski. Z tego spotkania powstał dokument – „Jan Sznajder. Niezwykły człowiek w niezwykłym miejscu” – o człowieku, malarzu, rzeźbiarzu, poecie i regionaliście zakochanym w ludowej sztuce. – Podczas zdjęć patrzyłem na Janka, jak sobie niezłomnie radzi, bo mieszka sam, wspierany przez rodzinę, jak swobodnie się wypowiada, jak znakomitą ma pamięć – wyjaśnia Domski, którego urzekła prostota wypowiedzi, prawda, uczciwość, dystans do siebie i skromność bohatera. Autor filmu powiedział też, że starał się nie upiększać Jana Sznajdra. By pozostał taki, jaki jest. Prawdziwy.

Jan Sznajder ma niesamowity życiorys. Jego życie nie było usłane różami. Jest koninianinem, posoczaninem, a przede wszystkim malarzem. Urodził się w Lądzie, matka była nauczycielką. Ojciec miał talent plastyczny, uczył rysunku, pracował też w teatrze. Dziadek był urzędnikiem w Rosji carskiej, przeżył tam rewolucję październikową. Jan jako młody człowiek znalazł się w stalinowskim więzieniu, z którego wyszedł w 1955 r. Po 5-letnim pobycie we Wronkach, Rawiczu i Potulicach (Sznajder poświęcił temu książkowe wspomnienia), który nastąpił z przyczyn patriotycznych, nie miał wstępu na wyższą uczelnię. Ukończył Studium Plastyczne w Warszawie w pracowni prof. Mariana Tomaszewskiego. Dołączył do artystycznego kolektywu „Nałęczów ‘56”. Malował, wystawiał swoje prace w kraju, pracował z dziećmi i młodzieżą. Spokój odzyskał dopiero na Posoce, w dworku należącym do rodziny Czerwińskich. Zyskał go przy swojej partnerce, Danucie Czerwińskiej, z którą spędzili większość życia. Otoczeni naturą, której nie przeszkadzali żyć, sztuką, z przerwą na podróże do uwielbianej przez oboje Grecji. – Bez Dany, mojej partnerki, nie byłoby ani takiej Posoki, ani takiego mnie– powiedział artysta. Wspólnie stworzyli genius loci na Posoce, mówił o tym w filmie i na spotkaniu z widzami po premierze w kinie Centrum 2 października. Danuta Czerwińska, razem ze stryjem Jana Sznajdra, prowadzili pierwsze schronisko dla bezdomnych zwierząt w Koninie, właśnie w ich dworku. Przekształciło się ono później w dom spokojnej starości dla psów. Artyście w malowaniu i codzienności wciąż towarzyszy czworonożny przyjaciel. Jeden z jego piesków miał nawet na imię Janek. Artysta nie lubi sformułowania „mój pies”, bo ona stawia człowieka wyżej, a przecież jesteśmy jednością. – Posoka jest wielka. Tu może się zmieścić wszystko – powiedział. To prawda, dom znalazły tam sztuka, zwierzęta, książki i artyści.

Przystanek sztuki ludowej

Jan Sznajder ma 92-lata. Sporo nauczył się od dzieci, także o specjalnych potrzebach, które przez wiele lat uczył plastyki. Podziwiał je za poczucie barw i za poczucie humoru. To one uświadomiły mu, że twórcza aktywność, każda, jest naturalnie przypisana człowiekowi, jak oddychanie, sen czy zaspokajanie głodu. Przyznał też, że jego poglądy na sztukę ewoluowały z czasem, że dziś myśli na jej temat zupełnie inaczej niż 20 lat temu. W sztuce ludowej, która zainteresowała go około 30. roku życia, szukał później tej dziecięcej prostoty, bezwiedności tworzenia, pierwotnej intuicji. Nie znalazł jej, bo polegała na czym innym, jak powiedział, na wyjątkowym naśladowaniu sztuki profesjonalnej, co i tak nie odbiera jej osobistego śladu i autentyczności. Do tego doszedł, obcując z twórcami ludowymi.

Dzięki temu doświadczeniu stworzył w dworku na Posoce muzeum sztuki ludowej, uznane przez konserwatora zabytków, odwiedzane przez gości z kraju i zagranicy, w którym znajduje się ponad 400 eksponatów. Utrzymywał więzi z artystami ludowymi, odwiedzał ich w miejscu zamieszkania, pisał i otrzymywał odpowiedzi na swe listy. Zyskał wiedzę o nich, która przywiązała go jeszcze bardziej do ich prac, zbierał ich portrety. Od górala o nazwisku Janos dostał wiersz, w którym dzieli się on prostolinijnymi przemyśleniami na temat rzeźbiarstwa.

Aranżacja tej kolekcji została opracowana przez Jana Sznajdra i w takim kształcie będzie prezentowana w Muzeum Okręgowym w Koninie. Artysta żegna się z nią powoli, trafi ona wkrótce do instytucji. Ma nadzieję, że dzięki niemu twórcy ludowi, których dzieła mościły się przez dziesiątki lat w dworku na Posoce, nie będą zapomniani, anonimowi. W grudniu, tamże, odbędzie się też retrospektywna wystawa malarstwa artysty z Posoki. Najstarsze prace, które zachował artysta, pochodzić będą z końca lat 60. XX w. – Maluję tak długo, że straciłem rozeznanie, dlaczego to robię. I malowałbym nawet wtedy, gdyby nikt nie oglądał moich obrazów – stwierdził. A co robiłby, gdyby nie malował? Pisałby, chociaż słowo to dźwięk, a malarstwo – przestrzeń, którą wybrał.

Malarz, który wciąż czyta

Ma pokaźną bibliotekę, w której rozmawiała z nim Agata Domska, prowadząca wywiad w dokumencie „Jan Sznajder. Niezwykły człowiek w niezwykłym miejscu” (podobnie jak na tarasie, gdzie maluje i w muzeum ludowym w jego domu). Dzień bez książki uważa za stracony. Nieustannie czyta „Wędrówki po Helladzie” Pauzaniasza, dlaczego? Na to wpadnie każdy, kto zna chociaż fragment życiorysu artysty, zakochanego w kulturze śródziemnomorskiej, bardziej niż w słowiańskiej. I tu wracamy do dzieciństwa Jana. W rodzinnym domu artysty panował klimat artystyczny. – Mając 8-9 lat rysowałem martwą naturę. Potem ojciec to poprawiał i właściwie na końcu ta moja praca była jego, nie moja – powiedział. Wycinał też postacie, układał z nich armię żołnierzy, jako chłopiec był zafascynowany wojskiem, rycerzami, wojownikami. Oglądał drzeworyty, modlitewniki babci, w których były fascynujące obrazki brodatych mężczyzn. – Widziałem w nich jakąś tajemnicę, była w nich dramaturgia – wyjaśniał Jan Sznajder. W domu rodzinnym było też sporo ładnych przedmiotów, nawiązujących do kultury greckiej. Zapytany przez Agatę Domską po premierze, czego zabrakło w filmie, odrzekł, że właśnie Grecji. – Ukształtowała mnie. To najbliższa mi kultura, bliższa niż słowiańska. To przecież źródło naszej cywilizacji, kultura, w której centrum jest człowiek – dodał artysta. Dom na Posoce był pełen ludzi, których Jan Sznajder lubi, lecz dodaje: – Ale jednak lepiej myśli się w samotności. Jest również autorem książek i wierszy. Ostatni, znamienny, w którym napomina woźnicę, by nie gonił koni i dał im odpocząć, napisał w 2023 r.

Czego dowiedzieli się widzowie dokumentu „Jan Sznajder. Niezwykły człowiek w niezwykłym miejscu”? Chyba tego, jak można łagodnie przeżywać życie, cieszyć się każdą jego chwilą. Jak refleksyjnie podchodzić do niego, do sztuki, do natury i do ludzi. Tak też jest w obrazie reżysera, Waldemara Domskiego – spokojnie, refleksyjnie, medytacyjnie.

Stypendium dla dojrzałych

Pierwszy kameralny pokaz filmu o Janie Sznajdrze, malarzu i tropicielu dzieł artystów ludowych odbył się w kinie Oskard. Zrealizowali go Waldemar Domski, Agata Domska i Bartłomiej Lewandowski, a dokument powstał dzięki środkom z budżetu Miasta Konina przeznaczonych na cele kulturalne. Środki na jego realizację przekazały także Powiat Koniński, Gmina Stare Miasto oraz Miejski Zakład Gospodarki Odpadami Komunalnymi Sp. z o.o. w Koninie. Premiera, przy pełnej sali, odbyła się 2 października w kinie Centrum. Byli obecni Bliscy Jana Sznajdra, ludzie, którzy dobrze go znają i ci, którzy byli ciekawi filmu o niezwykłym twórcy. Na pokazie pojawił się Radosław Ładczuk z rodzicami, uznany na świecie operator, absolwent II Liceum Ogólnokształcącego im. Krzysztofa Kamila Baczyńskiego i Szkoły Filmowej w Łodzi, który w 2001 r. zrealizował etiudę dokumentalną „Upał” – właśnie o bohaterach dworu na Posoce (film zmontował Zdzisław Siwik, absolwent montażu, w tej samej prestiżowej uczelni). Po premierze Ładczuk i Sznajder uściskali się serdecznie.

Bohaterowi filmu i jego reżyserowi, Waldemarowi Domskiemu, podziękował Witold Nowak, zastępca Prezydenta Miasta Konina, mówiąc, że Posoka ma genius loci, ale też genius personae i że jak widać – stypendium Miasta Konina mogą otrzymać także twórcy dojrzli. Władysław Kocaj, wicestarosta koniński mówił, że ma niedosyt, ponieważ na ekranie zobaczyliśmy jedynie fragment życia Jana Sznajdra i że dokument mógłby mieć kilka odcinków. Urzekły go również przyroda i spokój, bo został nakręcony w czterech porach roku, w otoczeniu cudownej, wolnej, bujnej przyrody, która okala zabytkowy dom na Posoce, w którym żyje i tworzy Jan Sznajder.

Tekst: Izabela Frankowska

fot. Zdzisław Siwik