Po dwunastu książkach reporterskich przyszedł czas na debiut literacki. Pod koniec lipca 2022 roku na rynku ukazała się „Szpula poplątanych nici” Anny Dragan, do niedawna dziennikarki.
– Stałam się w ten sposób pisarką, choć już w wieku 14 lat wiedziałam, że pisarką będę. I przez te lata byłam nią, ale potencjalnie wewnętrznie. Byłam przede wszystkim dziennikarką, a to nie to samo – przekonywała w czasie spotkania z czytelnikami w Miejskiej Bibliotece Publicznej w Koninie (28 września br.). – Przez pięćdziesiąt lat uprawiałam dziennikarstwo rozumiane jako kontakt z ludźmi i sztuką. Zawsze znajdowałam ludzi ciekawych, z pasjami, kreatywnych. Starała się, by moje teksty były do bólu dopracowane. Dzięki temu miałam dobry kontakt z czytelnikami. Starałam się też tekstami coś „załatwić” moim rozmówcom.
Wśród jej dwunastu książek znajdujemy konińskie reportaże „Pod końskim kopytem” (1995) i „Z wielbłądem w klapie” (2002), paraliteracką odpowiedź na tak zwane „piciorysy” alkoholików. Są reportaże wynikające z jej fascynacji Puszczą Bieniszewską i regionem Kazimierza Biskupiego, w którym przetrwał najdłużej w Europie kult Pięciu Braci Męczenników: „Legendy kazimierskie”, Spacer po Puszczy”, „Pięć gołębi”. Wreszcie książki związane z jej zmianą nastawienia do wiary i Kościoła: „Róże w saganie”, „Z misją Bożego Miłosierdzia”, „Kanonik pod strzechą”. Wymienić też trzeba „Sezamie otwórz się”, czy „Życie za szybą. W medycynie nie ma pewników”.
Damian Kruczkowski, dyrektor Miejskiej Biblioteki Publicznej, prowadząc spotkanie dopytywał: – Na okładce książki znalazłem informację, że „Szpula poplątanych nici” to „moja wizytówka, bilet na dalszą drogę”. Czym jest tak naprawdę „Szpula…”?
– W „Szpuli…” znalazłam sposób śmiałego pokazania problemów, o których nie zawsze chcemy mówić. Chodzi o to, że dzieci są ranione w dzieciństwie. „Szpula…” to usiłowanie pokazania natury nierozumianych dzieci, naruszania ich tożsamości, dzieci kształtowanych a czasem wręcz tresowanych według wyobrażeń dorosłych. Ja byłam takim dzieckiem, a właściwie jak napisałam w jednym z opowiadań, „produktem surowego wychowania”. Bardzo mocno to zaważyło na moim życiu. Sztuka, pisanie, stała się dla mnie okazją do przepracowania wielu dotychczas tłumiących mnie problemów, dała mi szeroki widnokrąg, ale bez utraty szczegółów. Czy mi się udało? Nie martwi mnie to. Wydaje mi się, że w efekcie wyszłam na swoje przez żmudną, wieloletnią, pracę. Wiem dzięki temu, czy się różni pycha od pokory, kim jest drugi człowiek. Pisarstwo to wolność, to możliwość zastanawiania się nad problemami egzystencji.
W „Szpuli poplątanych nici” autorka zamieściła opowiadania pogrupowane w dziesięciu rozdziałach. Zaczyna od „Ziemi rodzinnej”, czyli od siedmiu tomów dzieł Marcelego Prousta, lektury najważniejszej, zdaje się, w jej życiu:
„Mogłam poczuć obszerną przestrzeń pisarską, gdyż Proust mi ją udostępniał, pozwalając, abym zapragnęła nią pooddychać.
A dzisiaj, gdy sama zaczynam pisać, po co mi Proust? Dlaczego ciągle wracam do niego? To prawda, że od niego przejęłam konwencję zwierzania się czytelnikowi przez nie przymierzam się, jak on, do sagi. Mam swoje i tylko swoje intencje, które będę urzeczywistniać na moją odpowiedzialność, jak każdy piszący.
Więc czemu Proust? Czy nie znam innych pisarzy?
A po co ludziom ziemia rodzinna?”
Opowiadanie „Wyfrunąć”, o gąsienicy i motylu, sąsiaduje z „Epizodem”, w którym bohater, „wariat”, deklaruje, że
„Rozszyfrowanie własnego dzieciństwa jest dla mnie potrzebą, zarówno niemożliwą do zaspokojenia, jak i zawsze aktualną (…) Dlaczego tak tragicznie rozwijały się moje sprawy w rodzinie. I od razu mówię: nie oskarżam, ale i nie biję się w piersi. Nikt z nich niczego niewłaściwego w swoim zachowaniu nie dostrzegał. Po prostu walczyły ich postawy z moim wrodzonym instynktem twórczym. Dawali mi to, co wydawało im się najlepsze dla mnie. Jak wspomniałem, porządni ludzie”.
Intrygująca jest w „Szpuli…” postać Wujcia-Felcia, literata, dziennikarza i żołnierza z opowiadania „Ogień nad Normandią” i jego wpływ na autorkę. I zraz potem „Socjalistyczne skojarzenia”, opowiadanie, po którego przeczytaniu przypuszczam, że pisarce Annie Dragan trudno będzie oderwać się, mimo deklaracji, od dziennikarstwa. W czasie spotkania z czytelnikami mówiła: – Długo nie chciałam przyznać się, że jestem dziennikarką.. Będąc jednak dziennikarką ważna byłą dla mnie metoda pracy – bez wścibstwa, bez zadawania pytań, czekanie, aż moi rozmówcy na tyle mi zaufają, że sami zaczną opowiadać, a także ja sama zacznę pokazywać swoje słabości. W opowiadaniu „Waga”, o historii dwóch staruszek, pokazała autorka jak działał aparat partyjny, administracja lokalna, gazeta i ona sama:
„Prawnika spotkałam po wielu latach i powiedziałam mu, że zamierzam opisać tamto wydarzenie. Oto młoda bezpartyjna, która nie mogła zmusić się do czytania gazet i bardzo mało wiedziała o polityce, zakręciła w wybraną przez siebie stronę władzami centralnymi partii i sądownictwa… Śmieszne… absurdalne.
– Pani zbyt wiele sobie przypisuje – powiedział z irytacją prawnik.
Rozumiałam, ile w tej karkołomnej przygodzie zależało od jego intencji i wysiłku (wertował akta po nocach), ale nie spostrzegłam, że pomagał staruszkom, nie zważając na koszty własne, bo chciał pomóc.
Przecież mógł się z tego wycofać.
Miał rację, że się rozgniewał. Moja waga czegoś tu nie doważyła… Żyjąc w systemie, w którym traktowano ludzi przedmiotowo, sama bez skrupułów go wykorzystałam.”
Dyrektor biblioteki dociekał, czy fakty poznane przez autorkę w czasie uprawiania dziennikarstwa pomagały jej w pisaniu opowiadań. – Nie mam ich w pamięci, mam je w podświadomości. A poza tym nie jestem archiwum, mam za to wrażliwość. I – jak powiedziała mi pewna pani doktor – ogromną wiedzę – odpowiedziała z filuternym uśmiechem.
Przez lata wspólnej pracy w redakcji „Przeglądu Konińskiego” wydawało mi się, że znam Anię Dragan. Po spotkaniu w MBP, a zwłaszcza po przeczytaniu „Szpuli poplątanych nici”, opowiadań pełnych smaków i smakowitości, mogę przyznać, że tylko mi się wydawało. Tym niecierpliwiej czekam na kolejny tom opowiadań. Anna Dragan zapowiada, że „nie będzie już tak poplątana” jak „Szpula…”. Bliżej jej będzie do „Księgi tysiąca i jednej nocy”, „bo człowiek się zmienia, ale nie jego natura”.
Andrzej Dusza
Zdjęcia – Mirosław Jurgielewicz