Janusz Leon Wiśniewski – magister fizyki (Uniwersytet Mikołaja Kopernika), magister ekonomii (także UMK), doktor informatyki (Politechnika Warszawska), doktor habilitowany chemii (Politechnika Łódzka), we Frankfurcie nad Menem tworzy informatyczne oprogramowania dla chemików. W Polsce powszechnie znany jest jako pisarz. Czy nauka może mieć wpływ na literaturę – opowiadał w Koninie.
– Moim pierwszym marzeniem było podróżowanie. Wybrałem więc technikum rybołówstwa morskiego. Nie dlatego, że lubię ryby, tylko że rybak, marynarz, to był człowiek mający paszport i wędrujący po świecie. Byłem na Wyspach Kanaryjskich, w Casablance… A kto wówczas (początek lat 70. – przyp. red.) mógł tam być! Szybko zauważyłem, że zawór rybaka to smutne, zamknięte życie. Dziewięć miesięcy na morzu w czasie których najważniejszym zajęciem jest codzienne zerwanie kolejnej kartki z kalendarza. A kiedy wraca się na ląd, do domu, gdzie dzieci, żona, równie szybko okazuje się, że się przeszkadza dzieciom, żonie… Po powrocie na statek znowu kartki się zrywa. Pamiętajmy, że to były czasy, gdy nie było skypa, nie można było zamknąć się w kabinie, zdjąć majtki i przed ekranem… Wtedy pomyślałem, że fizyka jest fajniejsza – mówił.
Drugi wielki smutek
Na stałe mieszka we Frankfurcie nad Menem, gdzie pracuje w międzynarodowej firmie informatycznej, zajmującej się tworzeniem oprogramowania dla chemików. Współautor pierwszego w świecie programu komputerowego AutoNom do automatycznego tworzenia systematycznych nazw organicznych związków chemicznych na podstawie ich wzorów strukturalnych. Metody wyznaczania nazw systematycznych zaimplementowane w tym programie zostały opatentowane w Unii Europejskiej i Stanach Zjednoczonych.
– Ten informatyczny program postanowiłem przełożyć na habilitację. Kiedy ją obroniłem, ogarnął mnie ogromny smutek, bowiem okazało się, że nie jest ona nikomu potrzebna a na dodatek w czasie pisania bardzo zaniedbałem rodzinę. By zwalczyć smutek jedni piją, drudzy chodzą po ulicy z bronią, inni trafiają do psychologa. Ale porada psychologa kosztuje 85 euro! Pomyślałem, że taniej będzie, gdy napiszę książkę do elektronicznej szuflady. To była elektroniczna rozmowa, zapis myśli. Strasznie smutne myśli o bardzo dobrym mężczyźnie, takim ideale do którego tęsknią wszystkie kobiety, takim co powie, że spóźni się dziesięć minut, rzeczywiście spóźni się dziesięć minut i przeprosi, że spóźnił się dziesięć minut. Każdy nosi w sobie taką książkę, ale nie każdy ma odwagę pochwalić się nią, chociaż ma nadzieję, że… Tymczasem okazało się, jej fragmenty trafiły do ludzi, którzy zaczęli mnie namawiać, by je opublikować. Dwa wydawnictwa zaryzykowały i na „S@motności w sieci” zarobiły krocie. Stałem się pisarzem, którego książki przełożono na 19 języków, bowiem historie o miłości są uniwersalne, wszędzie zrozumiałe, w każdej kulturze: w Rosji, Chinach, Włoszech, Turcji, Holandii czy w Armenii.
W Rosji i w Niemczech
– „S@motność w sieci” jest znakomicie przyjmowana w Rosji. Mamy podobny poziom smutku, różnimy się tym, że oni na zwalczanie smutku zużywają więcej alkoholu. Rosjanki potrafią się uczyć polskiego sądząc, że Polacy są właśnie tacy, jak bohater mojej książki. Teatr „Baltijskij Dom” w Sankt Petersburgu zaadaptował i wystawił w 2009 roku spektakl na podstawie „S@motności w sieci”. Ten spektakl nadal jest na afiszu teatru, prezentowany 2-3 razy w miesiącu.
– W instytucie we Frankfurcie nad Menem długo nie wiedziano o moim pisarstwie. Bo w niemieckich firmach nie rozmawia się o tym, co kto robi poza pracą. Inaczej niż u nas – gdy pracowałem w instytucie w Toruniu wiedziałem, kiedy pani Basia ma okres, bo wszyscy o tym wiedzieli i rozmawiali. Kiedy w końcu mój dyrektor pojechał do Petersburga, zobaczył plakat z nazwiskiem swojego pracownika. Wezwał mnie do gabinetu i zaczął wypytywać, co ja tam, w Petersburgu robię. Wyjaśniłem. I się wydało. Osiem lat po ukazaniu się „S@motność w sieci”. Inna rzecz, że bardzo zabiegałem, by moich książek na niemiecki nie tłumaczono…
Bajka też „trochę naukowa”
– Nie, wcześniej niczego nie napisałem, poza wypracowaniami z polskiego. Moją polonistką była pani Borowicz. Myślałem, że „S@motność w sieci” będzie moją pierwszą i ostatnią zdradą z kochanką literaturą. Ale rok po jej ukazaniu się, wydawca powiedział: czas na drugą powieść… Nawet bajkę, obok innych dwudziestu paru książek, napisałem: „W poszukiwaniu najważniejszego. Bajka trochę naukowa”. Napisałem ją wtedy, gdy dotarło do mnie, że przegapiłem czas, gdy ojciec czyta dzieciom bajki. Mam nadzieję, że córki tę bajkę będą czytały swoim dzieciom a ja wnukom… Bajka, a w zasadzie jej fragment, trafiła nawet do podręcznika szkolnego. Od czterech lat nie ma jej już na rynku, nawet na Allegro. Wkrótce powinno ukazać się jej wznowienie, a ponadto przygotowałem dalszą część tej bajki „trochę naukowej” o wszechświecie i prawach nim rządzących.
Nie jestem feministą
– Czy jestem feministą? Nie, bo feminizm zakłada równość między mężczyzną i kobietą, natomiast ja uważam, że kobiety są lepsze! Tymczasem widzę, w Polsce, w Niemczech, w Rosji, szklany sufit, przez który one nadal, mimo że są lepsze od nas, mężczyzn, nie mogą się przebić. Mieliśmy kiedyś w instytucie ciężki czas. Przysłano nam nowego dyrektora, kobietę, bardzo kompetentną, która szybko wyprowadziła instytut na prostą. Kiedyś, gdzieś około godziny 23, weszła do mojego pokoju: – Czy na ciebie czasami ktoś nie czeka w domu? – spytała. Nie, mężczyzna by takiego pytania nie zadał. I wygoniła mnie do domu, gdzie rzeczywiście ktoś czekał. Ktoś ważny. Albo: studia na fizyce zaczynało nas 114, w tym 7 kobiet. Wydział ukończyło 14, w tym 7 kobiet z których w międzyczasie jedna urodziła dziecko… Taak, są od nas lepsze…
Przebudzenie
– Kończę powieść o historii naukowca z Berlina. Będzie miała tytuł „Wszystkie moje kobiety. Przebudzenie”. Ukaże się w maju przyszłego roku.
Janusz Wiśniewski spotkał się z czytelnikami 17 listopada w Miejskiej Bibliotece Publicznej. Rozmowa była realizacją Konińskiego Budżetu Obywatelskiego (wcześniej w jego ramach z czytelnikami spotkała się Olga Tokarczuk, a na początku przyszłego roku przyjedzie do Konina Szczepan Twardoch). Spotkanie prowadziła Anna Pilarska. I jeszcze jedno – od Janusza Wiśniewskiego usłyszeliśmy: – Będę częściej w Koninie, dzięki bardzo pięknej i mądrej kobiecie.
Andrzej Dusza
fot: Mirosław Jurgielewicz
andrzej.dusza@gazeta.pl