Najpierw zachwyciła Anna Maria Jopek. Po niej szczyty jazzowego kunsztu prezentowali Włodek i Łukasz Pawlikowie, ojciec i syn, grający osobno i razem, oraz Paweł Zielak. Wreszcie klasę pokazała Krysia Górniak. Każdej z tych osobowości sceny jazzowej towarzyszyli znakomici muzycy. Tak przez trzy dni, 13-15 października 2022 roku, w Konińskim Domu Kultury płynął jazz.
To była dopiero druga odsłona projektu „Tu płynie jazz”, organizowanego przez KDK. Zanim się skończyła, słyszeliśmy rozmowy widzów dopytujących: czy na pewno będą kolejne odsłony? Mamy nadzieję, że będą! Zwłaszcza, że na scenie jazzowej, choćby tylko krajowej, wielkich nazwisk nie brakuje, podobnie jak chętnych do słuchania jazzu.
Ktoś kiedyś gdzieś napisał o Annie Marii Jopek: „Tak śpiewa człowiek wolny”. Z opowiadania samej Jopek wynika, że naprawdę to Anna Maria pomyślała tak o Wandzie Warskiej, słysząc ją śpiewającą w filmie „Nocny pociąg”: „Uwolniło to coś we mnie, a jej głos zaprowadził mnie do Elli, Billie, Shirley i Joni – kobiet, które potrafią zgodnie z prawdą opowiadać swoje historie za pomocą muzyki”. W Koninie historie wyśpiewała posługując się tekstami i melodiami ludowymi i kompozycjami własnymi. Bo Jopek to fuzja tradycyjnych polskich brzmień i europejskiej muzyki klasycznej. Tę fuzję pomogli Annie Marii Jopek stworzyć znakomici muzycy: Dominik Wania – pianista, basista Robert Kubiszyn i Paweł Dobrowolski – perkusista. Ich wirtuozeria, erudycja muzyczna doskonale wpasowały się w improwizatorskie pasje wokalistki, której głos zdaje się nie znać granic. „Możesz się ukryć, gdy grasz na instrumencie, ale nie, gdy śpiewasz – mówiła. – Śpiewanie wymaga dodatkowej odwagi, ponieważ Twój głos to Ty. Podobnie jak kolor twoich oczu, kształt twojej czaszki, długość twoich palców lub twoje myśli.” A jeśli do tego dodamy radość muzyków z bycia razem… Pewnie dlatego, ale też zapewne obserwując reakcje słuchaczy, Anna Maria Jopek mówiła: – Życzę wam, by jazz był lekarstwem na całe zło tego świata. Do zobaczenia.
Drugi dzień „Tu płynie jazz” zdominowali Pawlikowie: Łukasz (syn) i Włodek (ojciec). Na początek zagrali osobno. Łukaszowi Pawlikowi w Koninie towarzyszyli: Dawid Główczewski – saksofony, Damian Kostka – gitara basowa i Cezary Konrad – perkusja. Młodszy z Pawlików to niepokorny talent! Pianista i wiolonczelista, kompozytor. Zaczynał od klasyki, grając między innymi w orkiestrach Düsseldorfer Symphoniker i Sinfonieorchester Wuppertal. Dopiero w czasie studiów w USA (Western Michigan University) na dobre zainteresował się jazzem. Dzisiaj łącząc różne konwencje, eksperymentując, ale i interpretując na swój sposób to, co już poznane i eksplorowane wcześniej, tworzy coś bardzo autorskiego. Jego kompozycje noszą znamiona gatunkowych fuzji – to nie tylko jazz, ale i wpływy klasycznej kameralistyki, a także muzyki świata, która w dobie tak intensywnej wymiany kulturowej, jak dzisiaj, jest źródłem ogromnej inspiracji i estetycznego bogactwa. To, co zaprezentował z kwartetem w Koninie, brzmiało jak płyta amerykańskich jazzowych sław fusion. To nie zarzut, to radość, że chciał zaprezentować pasję i dzielić się ze słuchaczami radością tworzenia ulubionych dźwięków. A że całość została zagrana z wielką dozą muzycznej inteligencji, finezji w połączeniu z wirtuozerią i przebojowością, doskonale wyważonymi kreacjami muzyków towarzyszących liderowi, to i aplauz publiczności był jak najbardziej uzasadniony.
Jakże inny był koncert Włodka Pawlika – pianisty i kompozytora, opromienionego sławą laureat nagrody GRAMMY, jedynej w historii polskiego jazzu, za płytę „Night in Calisia” (Los Angeles 2014). Włodek Pawlik jest absolwentem klasy fortepianu prof. Barbary Hesse-Bukowskiej w Akademii Muzycznej Fryderyka Chopina w Warszawie, a także Wydziału Jazzu na Hochschule für Musik und Theater w Hamburgu. W dorobku ma ponad 40 autorskich płyt, muzykę filmową, kompozycje orkiestrowe, muzykę do baletu, opery i utworów wokalnych. Wszystkie charakteryzują się unikalną, oryginalną syntezą różnych gatunków muzycznych. Na scenie w KDK towarzyszyli mu Damian Kostka – kontrabas i Cezary Konrad – perkusja (muzycy z kwartetu syna). Ich koncert to było niezwykłe połączenie słowiańskiej wrażliwości z amerykańską energią. Zaczęli kompozycjami „Witkacy” i „Ellenai” z płyty „Anhelli”, wydanej w 2006 r. Zderzyli to z kompozycjami zawartymi na płycie „America” (2015 r.), między innymi jazzową wersję nostalgicznego Nokturnu J.I. Paderewskiego, kompozycję-hołd złożony reżyserowi Andrzejowi Munkowi („Blue Munk”) i zagraną w szaleńczym tempie „Speed Limited”. Na prawie koniec dwie kompozycje napisane na podstawie dzieł Stanisława Moniuszki” „Szumią jodły na gór szczycie” z opery „Halka” i „Prząśniczka” ze „Śpiewnika domowego”. To dwie bardzo ciekawe, niebanalne harmonizacje, zawarte na płycie „Pawlik/Moniuszko – Polish Jazz”. Bis to szalone „Funky-Punky” (z płyty „America”) zagrane z Łukaszem Pawlikiem (tym razem na wiolonczeli elektrycznej), Cezarym Konradem (perkusja), Damianem Kostką (electric bass) i Dawidem Główczewskim (saksofony).
Dzień trzeci, czyli – jak zaprezentuje się formacja sygnowana przez Pawła Zielaka, saksofonistę, aranżera? Paweł Zielak i Przyjaciele to, obok lidera, Dominik Rosłon (wibrafon/KAT), Andrzej Zielak (kontrabas), Krzysztof Lityński (trąbka/ flugelhorn) i Marek Jakubowski (perkusja). To formacja w znacznym stopniu konińska, bowiem P. Zielak, Lityński i Jakubowski są pedagogami w Państwowej Szkole Muzycznej I i II stopnia w Koninie. Muzycy zaproponowali muzykę skomponowaną na potrzeby filmów. Zaczęli od „Cherry”, kompozycji Krzysztofa Komedy do filmu „Nóż w wodzie” Romana Polańskiego. W „Nie zapomnisz mnie” Henryka Warsa (z filmu „Zapomniana melodia”) błysnął na flugelhornie Krzysztof Lityński, podobnie jak i w „Dwa serduszka”, kompozycji Tadeusza Sygietyńskiego zaaranżowanej przez Marcina Maseckiego do filmu „Zimna wojna”. Pięknie zabrzmiał wibrafon Dominika Rosłona w temacie skomponowanym przez koninianina Jana A.P. Kaczmarka do filmu „Marzyciel”; aranżacja, w oryginale na orkiestrę symfoniczną, tu była dziełem Pawła Zielaka (podobnie jak wszystkich wykonywanych utworów). Muzycy zebrali oklaski za „Czterdziestolatka” Jerzego Dudusia Matuszkiewicza, a Andrzej Zielak dodatkowo za solowa partię kontrabasu w „007 zgłoś się” Włodzimierza Korcza. „Ballada for Brent” Komedy (z filmu „Nóż w wodzie”) to mistrzowskie wykorzystanie przez Rosłona elektronicznego wibrafonu (KAT) przez Pawła Zielaka elektronicznego fletu. Klasyczne za to, to znaczy bez wspierania się elektroniką, było wykonanie „Rosemary’s Baby”, kompozycji Krzysztofa Komedy do filmu Romana Polańskiego. W tym utworze zachwycił Marek Jakubowski, który prostotą, powściągliwością i oszczędnością w wykorzystaniu perkusji walnie przyczynił się do oddania klimatu kompozycji. Słowem – wielkie brawa do formacji Paweł Zielak i Przyjaciele.
I ostatni odsłona projektu „Tu płynie jazz” – Krzysia Górniak, gitarzystka jazzowa, kompozytorka, aranżerka, producentka, także filozofka, której nieobce są też umiejętności w zakresie rysunku i malarstwa. Krzysia Górniak wydała osiem płyt. Sześć autorskich, które skomponowała, zaaranżowała i wyprodukowała. Uczestniczyła również w wydaniu dwóch płyt, gdzie pełniła rolę gitarzystki, aranżerki i producentki. Na scenie KDK zaprezentowała przede wszystkim kompozycje z najnowszej płyty „Memories”. Te kompozycje są jakby skrojone na miarę naszych czasów. Niezamierzone, a jednak tym bardziej aktualne jest motto płyty: „Kruchość losu jest częścią życia i czym bardziej zdajemy sobie sprawę z nieuchronności przemijania, tym bardziej doceniamy czas, który nam pozostał.” W pokazaniu nostalgii drzemiącej w tych dziełach, pomagali artystce Anastazja Litviniuk z Ukrainy (fortepian), Michał Jaros (kontrabas) i Marcin Jahr (perkusja). Delikatność, ulotność, subtelność, nienaganna technika i elegancja Krzysi Górniak i jej muzyków. Słychać to balladzie „Touch of Your Soul”, w której opowiadała o śmierci Grzegorza Grzyba, muzyka, z którym przez wiele lat grała. Z kolei w „My Indian Summer” zobrazowała czas przejścia między latem i jesienią, coś, co bezpowrotnie odchodzi. Ale nostalgia nie przytłaczała jej koncertu, bo przecież „Strawberry Kisses” to czas truskawek i pocałunków. Sporo też jest w jej kompozycjach morza, palącego słońca, wiatru we włosach, żeglowania, w ogóle podróży. A w „Cardamom Coffee”… żeby lepiej poczuć smak, trzeba najpierw spróbować kawy z kardamonem. Zapewniam, warto. Podobnie, jak warto czekać na kolejną edycję „Tu płynie jazz”.
Andrzej Dusza
Zdjęcia – Zdzisław Siwik